Ostatnio wkurwiam się na myśl o kupieniu własnego mieszkania. Mają te dwadzieścia-pare-lat, bez nadzianych rodziców czy odziedziczenia lokum po kimś z rodziny, własne "M" to mrzonka. Z tego, co zaobserwowałem to pozostają jedynie: kredyt, wynajem lub długi wyjazd za granicę.
Pierwsze u mnie odpada. Młody wiek, zarobki 2600 netto, pierwsza dłuższa praca (6 miechów). Moja luba podobnie. Poza tym perspektywa "posiadania" mieszkania z kredytem na plecach do mnie nie przemawia, bo właścicielem de facto będzie bank, a ja przez 20 lat (daj Boże tylko tyle) co miesiąc będę się oglądał na wiszącą ratę.
Wynajem też do dupy. Wynajmowałem mieszkanie w Sopocie, M2. Nie dość, że hajs szedł de facto w błoto (i to niemały, 2300 ze wszystkimi opłatami) to jeszcze problemy z właścicielką, sąsiadami, wiecznym remontem elewacji bloku. Wiem, że dużo osób, szczególnie młodych żyje wynajmując, nawet z rodzinami. Mi to kompletnie nie pasuje. W ogóle nie jest to opłacalne, ani przyszłościowe z mojej perspektywy.
Ostatnia opcja, praca za granicą. Po pierwsze musi to być pewniak i nie żadne truskawki czy pakowanie lodów. Wiem jak to wygląda. Pracowałem w Londynie, Szkocji, w gastro i jako supervisor na halach i przy uprawach. Jakieś kontakty mi zostały i choć po części jestem skłonny na takie rozwiązanie to wiem jak to się kończyło u znajomych. Wyjechali planowo na rok, dwa, odłożyć na swoje, a koniec końców zostawali i brali tam mieszkanie w kredycie (jebać logikę) powielając schemat polski albo wracali z podkulonym ogonem, bo nie pykło z lokum, papierami itp.
A te rządowe projekty to też kpina. Mieszkanie dla Młodych, Mieszkanie Plus itd. Jeden projekt sprzyja deweloperom, a drugi promuje życie na wynajmie. "Damy Wam kredyt, ale tylko na mieszkania z tej, a nie innej półki", "Dopłacimy Wam, ale do kosztów wynajmu", "Dołożymy pieniądze, ale weźcie kredyt to przez X lat będziemy Wam go spłacać". Wszystko fajnie, ale mi to wcale nie pomaga w budowie stabilnego gruntu pod resztę życia. Na Zachodzie jest tendencja do życia na wynajem. Tam wynajmuje większość. Im dalej od Odry tym większy procent żyjących na cudzym. Mam wrażenie, że u nas taki trend też jest mimowolnie promowany. Mi natomiast zależy na zdobyciu czegoś swojego przy możliwie najmniejszym zadłużeniu, nie mówię, że od razu, ale też nie będę do 30. roku życia mieszkał u rodziców. Oszczędzając latami z dziewczyną, mam wrażenie, że dorobię się tylko garbu.
Jak to wyglądało lub wygląda w Waszym przypadku? Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Tak dla wiadomości dodam, że obecnie mam 21 lat.