Zakładam ten wątek, bo chciałbym zaprosić Sarmatki i Sarmatów do włączenia się w quasi naukowe dywagacje i "badania" nad poruszonym przy okazji intronizacji nowej Królowej Dreamlandu wątkiem dotyczącym różnych ról w tym samym społeczeństwie.
Dyskusję na forum Dreamlandu zapoczątkował, w sposób niewybredny, Angus Kaufmann, który stwierdził, iż "IMHO jeszcze lepszy byłby RCA, bo burdel eksplodowałby z siła wodorówki i w tym sensie Polyna ma rację, że trzeba stawiać na godzillę." Zignorowałem oczywiste przytyki, ale odpowiedziałem tak:
Angus na to nie odpowiedział, ale do dyskusji podłączył się Daniel von Witt (Daniło de la Vega), który bardzo przytomnie skomentował me słowa tak:
Byłemu arcyksięciu odpisałem więc tak:
I właśnie w tym momencie rozmowy chciałbym do niej zaprosić także Was. Proszę Was tylko jedno. Podejdźcie do tego nieco poważniej niż zwykle. To doskonała rozmowa do porozmawiania nie o osobach, ale o rolach jakie przyjmujemy w wirtualnym świecie i jak te role determinują nasze zachowania, i jak to się może wraz z nimi zmieniać. Chciałbym poznać Wasze zdanie, nie muszą to być jednak naukowe elaboraty, ale preferuję też wypowiedzi dłuższe niż jednozdaniowe komentarze. Oczywiście wszelkie kontrargumenty również są mile widziane! Dyskusja to nie głaskanie się po sami wiecie czym. Nawet za garażami.
Włączycie się? Być może dzięki temu powstanie jakiś fajny materiał do wykorzystania w kolejnych publikacjach naukowych powstających na kanwie wirtualnego świata. Zachęcam Was gorąco.
Dyskusję na forum Dreamlandu zapoczątkował, w sposób niewybredny, Angus Kaufmann, który stwierdził, iż "IMHO jeszcze lepszy byłby RCA, bo burdel eksplodowałby z siła wodorówki i w tym sensie Polyna ma rację, że trzeba stawiać na godzillę." Zignorowałem oczywiste przytyki, ale odpowiedziałem tak:
Ogólnie zastanawiam się skąd przekonanie, że byłbym katalizatorem jakichś flejmów i ogólnego rozpierdolu. Bo być może ja zupełnie inaczej rozumiem zabawę w tę grę i wcielanie się w różne role. Być może tylko ja zakładam, że na różnych levelach można mieć różne postawy, w tym mniej lub bardziej monarsze.
Polityka na szczeblu rządowo-parlamentarnym to zupełnie inna para kaloszy niż polityka na szczeblu tronu królewskiego/książęcego. Patrzenie na kandydata przez pryzmat działań i aktywności/czy zachowań z tej pierwszej grupy politycznej to trochę samobój i automagiczne ograniczanie puli kandydatów. Nie zakładałbym się o to, czy każda słitaśna do bólu osoba na kanwie rządowej będzie doskonałym władcą, tak jak i nie założę się o to, że każdy uj będzie dalej ujem. Bo to jednak są dwie różne potrzeby i dwa różne poziomy rozgrywki.
No ale nikogo nie przekonam do takiego podejścia. Szans na wybór w KS nie mam żadnych. Więc bądźmy szczerzy - mogę jedynie teoretyzować i bronić się tym, że wiem jak bym się w pewnych sytuacjach zachował, i co bym zrobił, i wiedzą, że nie musiałoby to być podszyte "partyjną" polityką.
Angus na to nie odpowiedział, ale do dyskusji podłączył się Daniel von Witt (Daniło de la Vega), który bardzo przytomnie skomentował me słowa tak:
Zgadzam się z Panem. Jedni są w stanie wejść w daną rolę, dany urząd/funkcję/godność potraktować tak, jak tego ten urząd/funkcja/godność wymaga. Inni z kolei za żadne skarby nie poddadzą się standardom związanym z zmienianiem ról. Niektórzy od samego początku mikronacyjnego życia są "wypisz wymaluj" kandydatami na królów i książąt. Inni wręcz przeciwnie, co nie musi oznaczać, że nie byliby "wypisz wymaluj" królami i książętami. Wydaje mi się to uniwersalnym prawidłem, które można przyłożyć do każdego państwa.
Byłemu arcyksięciu odpisałem więc tak:
Uczciwie przyznam, że trochę się spodziewałem. Działamy w podobny sposób. Z jednej strony jesteśmy kontrowersyjni, bo i taka jest rola i konwencja, z drugiej potrafimy postawić się na szczeblu wyżej i zachowywać zdecydowanie bardziej dystyngowanie. Dlatego też już kilka razy w czasie różnych zwad z Panem pisałem, że doskonale rozumiem Pańską postawę. [...] I świadomość, a nade wszystko zrozumienie takiego postrzegania mikronacji, ma jednak zdecydowanie za mało osób. Dla bardzo wielu uczestników zabawy to jest po prostu obrazek czarno-biały, podobnie zresztą traktują wirtualną politykę. I mało kto byłby w stanie zrozumieć np. to, że nagle obaj zaczęlibyśmy ze sobą blisko współpracować, a kiedy indziej dybali na siebie z siekierami. Społeczeństwo wirtualne, przez wzgląd na swą niewielkość, jest taką soczewką, która skupia postawy i niekiedy zmusza do ich przerysowywania. Tak samo dzieje się w polityce. Rola Kanclerza/Premiera Rządu jest czym innym niż rola Króla/Księcia, tak jak i jest zupełnie czym innym rola adwersarza w ramach prowadzonej polityki zagranicznej i np. obrony Racji Stanu, a czym innym współpraca bliska na polu tak samo postrzeganej i rozumianej polityki wewnętrznej. [...] Właśnie ze względu na ten element soczewki skupiającej to wszystko na małej powierzchni. Niekiedy ma to jedynie inną magnitudę. W Sarmacji, Bialenii czy Dreamlandzie większą, a w byłym już Al Rajnie mniejszą. Tu jest różnorodność naturalna, tam wymuszona, siłą rzeczy nie umiejąca dostrzec wszelkich niuansów stosunków międzyludzkich i przyjmowanych przez uczestników ról.
I właśnie w tym momencie rozmowy chciałbym do niej zaprosić także Was. Proszę Was tylko jedno. Podejdźcie do tego nieco poważniej niż zwykle. To doskonała rozmowa do porozmawiania nie o osobach, ale o rolach jakie przyjmujemy w wirtualnym świecie i jak te role determinują nasze zachowania, i jak to się może wraz z nimi zmieniać. Chciałbym poznać Wasze zdanie, nie muszą to być jednak naukowe elaboraty, ale preferuję też wypowiedzi dłuższe niż jednozdaniowe komentarze. Oczywiście wszelkie kontrargumenty również są mile widziane! Dyskusja to nie głaskanie się po sami wiecie czym. Nawet za garażami.
Włączycie się? Być może dzięki temu powstanie jakiś fajny materiał do wykorzystania w kolejnych publikacjach naukowych powstających na kanwie wirtualnego świata. Zachęcam Was gorąco.