
- Do cholery, no weź to odkręć idioto! - krzyknął starszy majster, potrząsając siwą czupryną i omal nie wypluwając sztucznej szczęki. Młody stażysta, blady ze strachu pokręcił mocno i zdecydowanie korbą, zwalniając jednocześnie drugą ręką wajchy blokujące zawory. W rurach głównego dopływu wody rozległ się bulgot, kiedy fala przepłynęła rurami, kierując się go głównych budynków toru. Wszystkie toalety, strefy rekreacyjne, gastronomiczne i medyczne były zasilane niezależnym ujęciem wody, które nie łączyło się z systemem nawadniającym. - Widzisz, można było tak od razu - mruknął majster, bocząc się nieco na ostrożnego i zachowawczego stażystę. Odfajkowawszy w notesie sprawdzenie systemu doprowadzania wody, pogwizdując pod sumiastym wąsem, udał się do małej budki z czerwonej cegły, oznaczonego rzędem błyskawic. - I co, jak zasilanie? - zagadnął nadzorcę elektryków, który ze skrzynką pełną mierników sprawdzał odczyty. - Wydaje się że wszystko gra i buczy, żadnych spadków, żadnych przerw w dostawie - mruknął mężczyzna, żując gumę. - Chłopaki w terenie też raportowali, że nic nie wywaliło, korki w porządku, nawet żadna żarówka się nie spaliła - uśmiechnął się fachowiec i zamknął jedną ze skrzynek, plombując ją. Mężczyźni w ciszy uścisnęli sobie ręce i rozeszli się.

Niedaleko zaś trwała powolna i ostrożna praca nad rozładowaniem wielkich telebimów. Te miały stanąć w różnych miejscach nie tylko samego toru, ale także reszty kompleksu - by nawet ci, którzy nie są na trybunach mogli obserwować przebieg wyścigu. Kilka było już zainstalowanych, monterzy podłączali je właśnie do sieci wewnętrznej toru. Reszta była ściągana z ciężarówek. Po chwili do monterów podeszło kilku inżynierów razem z głównym wykonawcą. - Obliczyliście pobór prądu i opóźnienie w stosunku do realnych wydarzeń? - rzeczowo zapytał jeden z inżynierów. - Tak, pobór mieści się w granicy normy, nie wchodzimy nawet w żółtą strefę poboru, tą ostrzegawczą - odpowiedział szef monterów, pokazując wykres. - Dogadaliśmy to z waszymi elektrykami, symulacyjnie i dziś wieczorem zrobimy test. - dodał. - Co do opóźnienia, to jest minimalne, rzędu pół sekundy, więc nikt praktycznie nie zauważy różnicy - wzruszył ramionami. Von Thorn-Janiczek uśmiechnął się lekko i wyciągnął telefon. W powietrzu rozchodził się zapach nowości. Już za chwilę robotnicy opuszczą plac budowy. Po nich wejdą ekipy sprzątające i na torze będą mogli się pojawić dostawcy. W końcu trzeba wypełnić przybytek takimi dobrami jak napoje, jedzenie czy środki czystości. Ale to już nie jego branża. Wystukał numer telefonu swojego pracodawcy i przyłożył aparat do ucha. Po chwili odezwała się automatyczna sekretarka. - Dzień dobrym z tej stron von Thorn-Janiczek z budowy toru wyścigów. Chciałem dać znać, że kończymy budowę jutro do południa. - powiedział. - Jeśli ekipa sprzątająca i ekipy dostawcze uwiną się w 48 godzin, a pracownicy są już zatrudnieni i wybrani, to myślę, że w poniedziałek może być wielkie otwarcie i mogą się pojawić pierwsze konie. - dodał. - Proszę o oddzwonienie w tej sprawie, do usłyszenia. - zakończył, rozłączając się. Po placu krzątali się jeszcze urzędnicy, dokonujący ostatnich odbiorów i sprawdzających bezpieczeństwo budynków. To było oczko w głowie wykonawcy - bezpieczeństwo i poprawność budowy. Dotąd urzędnicy przyczepili się jedynie jednego elementu, niedziałającego wywietrznika w jednej z kuchni. Jak się okazało, nie był on podpięty do sieci. Z tym na szczęście szybko sobie poradzono i odbiór został uzyskany. W teczce szefa firmy tkwiły wszelkie pozwolenia, które były potrzebne.