Otóż von Witt stwierdził, że Scholandczycy powinni głośno i dosadnie domagać się nie tyle rewizji Traktatu o Awarze, co stwierdzenia jego nieważności. Cóż miałoby być przesłanką do takiego małostkowego i jednostronnego ruchu komedianckiego? Niepoczytalność ówczesnego premiera KD, Pavela Svobody. Król-senior i expremier bowiem w ocenie von Witta podpisał i negocjował traktat, który nic Dreamlandowi nie dał (pal licho, że poza przekazaniem Awary Baridasowi, stoi w nim jak byk, że Sarmacja uznaje Unię między KD, a KSch), a poza tym został "przekupiony" i "zmanipulowany" przez stronę sarmacką. Oczywiście to nie wszystkie argumenty potwierdzające ułomność psychologiczną ówczesnego premiera Dreamlandu, ponieważ były jeszcze urojone ciąże. Daniel von Witt pozwolił sobie podkreślić, że niestety na ową niepoczytalność powołać się nie sposób, a tym bardziej nie sposób zrobić z Króla-seniora wariata w imię politycznych celów, bo uniemożliwia to komunistyczna nowela tamtejszych przepisów karnych.
Kto w miejscu publicznym znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej pochodzenia, przynależności narodowej, wyznania lub bezwyznaniowości, tożsamości płciowej, orientacji seksualnej podlega karze grzywny albo karze ograniczenia wolności na czas do 3 miesięcy.
Całość bardzo zgrabna i możliwa do przeczytania o tutaj. Wszystko ładnie i pięknie, ale von Witt w swoim samozapętleniu zapomniał o jednej ważnej kwestii. Otóż traktat został ratyfikowany przez ówczesnego Króla Dreamlandu. Czyżby on też popadł w obłęd?
Nie wiem jak dla was, ale dla mnie von Witt potwierdził tylko swoją ugruntowaną pozycję w mikroświecie - pozycję Macierewicza Pollinu.